poniedziałek, 26 marca 2012

Na zielonej trawce

Zaczęliśmy uskuteczniać spacery z kotem. To znaczy wyprowadzamy kota do ogrodu, coby się wybiegał. Zapinamy mu szeleczki, żeby łatwiej go było capnąć, ale chodzi sam, bez smyczy (zbadaliśmy płot - dziur brak). Prześmieszny jest - boi się póki co otwartej przestrzeni i albo biega po krawężniku pod ścianą budynku, albo leci wzdłuż płotu, gdzie kryją go tuje ;) Ale czasami sunie środkiem - najczęściej wtedy, gdy mu uciekamy. Generalnie kot cały czas nas śledzi, ale wtedy może poruszać się dość wolno, natomiast, gdy my biegniemy, jego łapy też muszą zwiększyć prędkość tuptania. I zwiększają - kocisko LECI wtedy w podskokach do nas i to tak, że tylne łapy go wyprzedzają i futro w zasadzie idzie bokiem ;) Postaram się to nagrać, bo wygląda to kapitalnie - kino bez wychodzenia z domu (noo, z wyjściem do ogródka, więc kino pod chmurką ;)




środa, 21 marca 2012

Dieta? A cóż to takiego?

R: kot waży 5.1 - 5.2
R: jest gruby
R: ...
R: kot prosto z wagi poszedł do miski...

I tyleśmy widzieli...jedzenie w misce ;)

wtorek, 13 marca 2012

Wszędzie dobrze, ale w pudełku najlepiej.

Korzystając z nieobecności R, przetrząsnęłam szafę ciuchowo-torebkowo-butową i wynalazłam mnóstwo rzeczy do zneutralizowania. Kot neutralizował poniewierające się po podłodze pudełka po butach...






czwartek, 8 marca 2012

Gruby przesadził po raz kolejny.

Od jakiegoś czasu kocie psoty zaczynają się grubo poniżej poziomu przez nas akceptowalnego. To jest przed godziną przez nas akceptowalną. To jest wtedy, gdy jeszcze smacznie śpimy, a przynajmniej - próbujemy spać. Bo właśnie kot nam nie daje. Gryzie stopy. Szarpie włosy. Włazi na głowę (układa się na poduszce i zsuwa na głową śpiącego człowieka)! Potrafi nawet skoczyć z parapetu na łóżko, prosto na plecy śpiącego (R tego doświadczył). A dziś, jakby wszystkiego było mało, porwał z mojej szafki nocnej blister z pigułkami! I jedną pokruszył! Tego już za wiele, w życiu bym nie pomyślała, że kot będzie utrudnieniem w...skutecznej antykoncepcji!

;)

poniedziałek, 5 marca 2012

Tego jeszcze nie było...

Wyjechaliśmy z R na weekend. Wesoły domek opuściliśmy w sobotę przed południem, a w niedzielę późnym popołudniem byliśmy z powrotem. Kot został w domu. Wytęskniony, od razu zaczął burczeć, jak tylko weszliśmy do mieszkania. Wiedziałam, że zaraz też poleci do kuwety - taki rytuał, znany mi z codziennych powrotów z pracy: wracam - witam się z kotem, idę do łazienki - kot idzie do swojej, idę jeść - kot pałaszuje obok. I faktycznie - po uściskach kocisko popędziło do kuwety. Ponieważ przez 24 h nie była sprzątana, R, zaciskając nos palcami, zabrał się za sprzątanie kociego kibelka, zaraz po tym, jak Cuks go opuścił. Trzeba przy tym wiedzieć, że kot lubi nam w tej czynności przeszkadzać - my sprzątamy, a on próbuje wtedy władować się do kuwety. I najczęściej od razu po wysprzątaniu włazi do domku i znowu brudzi żwir. Ponieważ podczas czyszczenia, góra kuwety odkładana jest na bok, kot często kręci się również tam, czyli wchodzi pod budę. Tak było i tym razem. Tyle tylko, że kocisko było chyba na tyle skołowane naszą nieobecnością, a zarazem tak przeogromnie szczęśliwe w związku z naszym powrotem, że coś mu się w tym małym łebku poprzestawiało i zamiast w kuwecie...zlał się pod odłożoną na bok budą! Czyli na kafelki... Można sobie wyobrazić zdziwienie R, który unosi plastikowy kufer, a tam...kocisko pośrodku powiększającej się mokrej plamy ;/ Zdębieliśmy oboje, ech... ;)

czwartek, 1 marca 2012

Porządki w domu.

Wyrzucamy różne rzeczy, co oznacza, że na podłodze lądują...pudełka! A ich obecność, jak wiadomo, generuje kota...